Według Food Standards Agency, 73 procent świeżych kurczaków w sklepach jest zakażonych niebezpieczną bakterią Campylobacter.
Badania przeprowadzono w Anglii. W przypadku drobiu z Tesco, skażenie było nieco niższe, niż średnia krajowa i wynosiło „jedynie” 68%.
Co najgorsze, bakteria znajduje się nie tylko na kurczaku, ale także na jego opakowaniu z zewnątrz. Jeśli coś w koszyku z zakupami będzie się stykało z tacką, może ulec zakażeniu. Bakteria co prawda ginie w wysokiej temperaturze, ale jeśli z tacką będzie się stykała na przykład sałata albo pieczywo, może dojść do zatrucia.
Co roku z powodu tej bakterii choruje około 280 tysięcy ludzi w Anglii. Być może to ona jest powodem problemów żołądkowych, a nie tak często oskarżany gluten. Moim zdaniem sytuacja w Polsce jest jeszcze gorsza.
Jeśli chodzi o wnioski – ryzyko choroby nie jest zbyt duże, bo kurczaka zawsze je się po obróbce termicznej. Niemniej świadomość, że jest w nim tak dużo bakterii, bardzo zniechęca do jego jedzenia. Ciekawe, jak jest z kurczakami „wiejskimi” i z innymi rodzajami mięsa.
źródło – http://www.independent.co.uk/news/uk/campylobacter-bacteria-affects-70-of-supermarket-chickens-9887701.html