Witam, w dzisiejszym wpisie będzie nieco o yerba mate – ten temat na moim blogu cieszy się dużym zainteresowaniem z państwa strony. Opiszę dzisiaj trzy rodzaje yerby które piłem w kolejności od tego który mi najbardziej przypadł do gustu – nie ze względu na walory smakowe, lecz na konkretne działanie. Na pierwszy ogień idzie więc Selecta. Nie należy ona do drogich yerb – kosztuje około 10 złotych za 250 gram, a zatem nie obciąży znacznie naszego portfela. Jest to także pierwsze yerba jaką piłem w życiu. Wrażenie – bardzo intensywny smak, w zasadzie nie porównywalny z niczym innym.
Yerba mate Selecta wyróżnia się dymnym zapachem, podobnym nieco do tego który oferuje Colon. Smak utrzymuje się przez kilka zalań. Wadą tej yerby jest stosunkowo duża ilość pyłu utrudniającego picie. Jeśli chodzi o kofeinę, pierwsze wrażenie jest wręcz szokujące nawet dla osoby która jest nałogowcem kawy. Czuć wyraźne uderzenie kofeiny i utrzymuje się ono przez długi czas. Niestety, jeśli będziemy pili ją codziennie, to uczucie wspaniałego „kopa” zniknie i nie będziemy już czuli pobudzenia w takim stopniu. Należy zrobić przerwę od yerby albo … zmienić gatunek na inny.
Yerba mate Pajarito – nazwa oznacza po polsku ptaszynę, zdecydowałem się na kilogramową paczkę w cenie 29 złotych – co jest bardzo przystępną ceną. Jeszcze tańsza jest odmiana Tradicional (25zł) ale zabrakło jej w moim ulubionym sklepie, toteż mój wybór padł na elaboradę. Zawiera ona grubsze gałązki i selekcjonowane liście, co nie zmienia faktu iż ciężko ją pić przez bombillę z bambusa, która nieustannie się zapycha doprowadzając autora bloga do szewskiej pasji. W smaku jest delikatniejsza niż Selecta. Zapach dymu jest o wiele słabiej wyczuwalny – moim zdaniem o wiele lepiej nadaje się na pierwsze próby yerbobrania. Bardzo ładnie naciąga po kolejnych zalaniach nawet gdy użyjemy zimnej wody. Efekt kofeiny za pierwszym razem jest silny, ale słabszy niż przy użyciu Selecty i bardziej rozłożony w czasie. Generalnie – dla wielbicieli delikatniejszych wrażeń będzie lepsza niż ta poprzednio wymieniona, ale gorsza niż…
Amanda pomarańczowa to pierwsza yerba smakowa którą miałem w ustach. Zawiera dodatek pomarańczy – i jest on wyczuwalny w smaku a nie wykrywalny w zapachu. Pierwsze pociągnięcie tego specjału, który jest pakowany tylko po pół kilograma przynosi świetne wrażenia smakowe – jest pyszna. Czuć pomarańczę ale z drugiej strony nie jest wykrywalny kwaśny smak. Dymu nie czuć niemal w ogóle. Moim zdaniem należy ją przechowywać szczelnie zamkniętą, bowiem aromat pomarańczy z czasem bardzo szybko słabnie. Znika również po kolejnych zalaniach matero. Smak tej yerba mate po drugim zalaniu jest ciężki do określenia, wyczuwa się posmak „czegoś” kwaskowatego, jednak ta kwasowość nie jest wysoka. Ten dziwny smak może nie przypaść każdemu do gustu, ale z pewnością wybija się ponad typowy smak yerba mate. Szkoda że pomarańcza szybko się ulatnia przy przechowywaniu w torebce. Według mnie, warto jej popróbować ze względu na świetne pierwsze wrażenie jakie stwarza. Jeśli chodzi o to co lubię najbardziej czyli o naturalne pobudzenie, Amanda jest delikatna. Pozwala na działanie bez myślenia o kawie, ale nie daje skoków ciśnienia – czyli dla ludzi nie uzależnionych od kawy będzie najzupełniej ok. Amanda smakowa istnieje również w wersji cytrynowej i muszę jej spróbować w najbliższym czasie. Chcąc napisać coś więcej w temacie Yerba mate Lublin, muszę zapytać ludzi z województwa lubelskiego, gdzie zaopatrują się w swoją Yerbę.
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do komentowania i czytania.