Witaminy są substancjami o złożonej budowie chemicznej, ale cechą je
łączącą jest to, iż są niezbędne do normalnego rozwoju i prawidłowego
funkcjonowania organizmów, są także substancjami egzogennymi, czyli muszą być
dostarczane organizmowi z zewnątrz, bądź muszą być syntetyzowane w ustroju
organizmu z tzw. prekursorów – prowitamin, także dostarczanych organizmom,
najczęściej wraz z pożywieniem (np. wit. D, wit. A).
Brak (lub niedobór) związków zwanych witaminami powoduje choroby zwane
awitaminozami, których objawy można usunąć stosunkowo łatwo – poprzez podanie
niewielkiej dawki brakującej witaminy. Jest to ogólna właściwość działania
fizjologicznego tych substancji.
Skąd pochodzi nazwa „Witamina” ?
, polskiego uczonego, biochemika pracującego w Instytucie
Listera w Londynie. Tenże uczony prowadził wówczas badania nad chorobą
beri-beri, próbując znaleźć lek na ową chorobę jak i przyczynę schorzenia. Jako
że jest to choroba występująca najczęściej na terytorium azjatyckim (lub wśród
populacji zamieszkującej inne tereny, ale przyzwyczajonej do tejże azjatyckiej
kuchni), Funk rozpoczął swoje poszukiwania od analizy sposobu odżywiania ludzi
chorujących na tą dolegliwość. Po wielu próbach skoncentrował się na ryżu, który
jest – jak wiadomo – do dziś podstawą wyżywienia w kuchni kultur azjatyckich. Po
wielu eksperymentach wyodrębnił on substancję zwalczającą tą chorobę, izolując
ją z łusek ryżu. Owa substancja została nazwana witaminą. W trakcie badań Funka,
okazało się, iż w Azji, na początku XIX wieku, w młynach zaczęto usuwać z ziaren
ryżu brązową łupinkę zwaną łuską; ten proces nazywano polerowaniem. Otrzymywano
w efekcie tego biały ryż, który szybko się gotował i doskonale smakował, ale…
Kazimierza Funka
Jednakże u osób które zjadały duże ilości polerowanego ryżu z dodatkiem niewielu
innych produktów spożywczych lawinowo wzrastała zapadalność na chorobę
beri-beri…
U milionów ludzi w Azji obserwowano dziwne schorzenie, którego skutkami była
utrata siły mięśniowej, kurcze nóg a również porażenia i postępujące zaburzenia
psychiczne. Naukowcy podejrzewali, iż choroba ta ma jakiś związek z podstawą
pożywienia ludności azjatyckiej – a więc ryżem, – lecz medycyna ówczesna
skłaniała się bardziej w stronę twierdzenia, iż jest to obecność jakiegoś
drobnoustroju lub patogenu (nie tak dawne były rewelacyjne odkrycia Pasteura,
dotyczące bakterii), który miał się jakoby znajdować w białym ryżu. Dzięki
drobiazgowym badaniom Funka okazało się, iż problem beri –beri nie sprowadza się
do obecności czegoś szkodliwego w pożywieniu, a wręcz na odwrót – do
nieobecności w nim pewnej substancji, którą wyizolowano właśnie z odrzucanych w
procesie produkcji brązowych łusek ryżu. Ta substancja była pierwszą odkrytą
przez ludzkość witaminą, konkretnie chodziło tu o witaminę z grupy B,
zaś precyzyjniej nazywając ją dziś, określamy tę witaminę mianem B1 lub zwiemy
ją tiaminą.
Jej specjalne zadania to: udział w przemianie węglowodanów w energię, którą
zużywa nasz organizm. Witamina ta dodatkowo odżywia mózg i układ nerwowy oraz
sprawia, że serce bez trudu pompuje krew. Słowo „tiamina” składa się z dwóch
członów – przedrostka thio i końcówki słowa „witamina”. „Thio” – po grecku
znaczy siarka. Stąd właśnie powstała ta nazwa, bowiem tiamina w swojej złożonej
cząsteczce zawiera także atom siarki.
W dalszym rozwoju badań nad witaminami przyjęto, iż będą one oznaczone kolejnymi
literami alfabetu i ten system tradycyjnie jest stosowany do dziś Jednakże ze
względu na fakt, iż w toku lat badań odkryto że witaminy z niektórych grup
powiązane są wspólnym chemizmem, uzasadnione było wprowadzenie ściślejszego
nazewnictwa – stąd w „rodzinach” niektórych witamin wprowadzono orientacyjne
oznaczenia cyfrowe, zaś dodatkowo każdą z witamin identyfikuje nazwa własna –
czasami tak egzotycznie brzmiąca że aż trudna do zapamiętania. Ale tak to już w
biochemii jest – najważniejszym jest to aby się B1 nie pomyliło komuś z B6
(dzielą je tylko numerki) ale już tiaminy z pirydoksyną to się raczej nie
pomyli, bo nazwy te brzmią zupełnie różnie. I to nazewnictwo stosowane jest do
dziś, zgodnie z zaleceniami międzynarodowej organizacji IUPAC.
Dlaczego potrzebujemy witaminy ?
Aby organizm nasz prawidłowo funkcjonował, potrzebujemy do tego ok. 13
różnych witamin i przynajmniej 10 składników mineralnych. Oczywiście
– lista witamin nie jest numerus clausus – listą zamkniętą, być może odkryjemy
także inne substancje pełniące funkcje witamin jak np. odkryty w 1957 roku na
Uniwersytecie Wisconsin w mięśniu sercowym wołu chinion, mający tak zasadnicze
znaczenie dla wytwarzania energii w żywych komórkach, iż nazwano go poetycko
„iskrą zapłonową serca” poprzez podobieństwo do tego sposobu jak działa iskra
dawana przez świecę zapłonową w silniku samochodowym. Tak właśnie określono
koenzym Q 10 do dziś zwany też (pewnie dla ułatwienia) prowitaminą, lub
ubichinonem. I faktycznie koenzym Q 10 działa jak świeca w silniku samochodowym
Świeca daję iskrę zapalającą sprężoną poprzez tłoki mieszankę paliwa i powietrza
– podobnie działa także koenzym Q 10. Jeśli jednak świeca nie działa właściwie,
pojazd się będzie poruszał ale nie będzie jechał dobrze; jeśli zaś wszystkie
świece przestaną działać, samochód stanie, pomimo iż paliwo jest i wszystkie
pozostałe podzespoły działają. Coś bardzo podobnego zdarza się w naszych
organizmach, gdy stężenie koenzymu Q 10 jest zbyt niskie – wszystko wydaje się
być OK., ale nie możemy wytwarzać energii, napędzającej organizm i …silnik
staje.
Do czego zatem są potrzebne w naszych organizmach witaminy i minerały?
Odpowiedź jest krótka i prosta – jak wykrzyknik; do życia! Substancje te
(nierzadko o bardzo skomplikowanej przypadku witamin budowie chemicznej) służą
do wytwarzania w naszych organizmach tysięcy różnych substancji: przekaźników
chemicznych, neuroprzekaźników (np.5HT – czyli 5 hydroksytryptaminy zwanej
literacko „hormonem szczęścia” a popularnie znanej pod nazwą serotoniny),
hormonów, enzymów, które to substancje są potrzebne w naszym organizmie
praktycznie do wszystkiego – od prawidłowej pracy układu trawiennego (enzymy)
poprzez procesy wzrostu i rozmnażania (hormony), po wytwarzanie energii i
usuwanie zbędnych produktów przemiany materii, jak i ochronę przed chorobami
zakaźnymi ale też współuczestniczą one w procesach naprawczych organizmu czy w
sprawach związanych z regeneracją sił i odpoczynkiem.
Witamin potrzebują nasze kości, krew, mózg oczy, a co ważniejsze są
one także groźną broną przeciwko chorobom zakaźnym, jak i chorobom nowotworowym,
czy chorobom serca lub układu krążenia bądź aparatu ruchu. To ostatnie dotyczy
grupy chorób określanych skrótowo mianem reumatyzmu. Jest to słowo, które znają
chyba wszyscy – a określa ono grupę blisko 200 chorób, których wspólnym
mianownik stanowi dysfunkcja aparatu ruchowego – więc choroby znane także pod
nazwą ischias, lumbago, prozaiczne połamanie w kościach, ból pleców, artretyzm
itd….
Najczęstszą przyczyną owych dolegliwości jest to, co występuje najczęściej
– zwyrodnienie chrząstek, stawów lub ścięgien w naszym organizmie. Jednak – nie
czas tu i miejsce na omawianie konkretnych schorzeń i ich przyczyn. Przyczyną
jak zwykle w przypadku chorób cywilizacyjnych – a za takie można uznać już
dolegliwości reumatyczne które dotykają dziś nawet osoby nawet bardzo młode –
nie jest już tylko brak jednej substancji w organizmie, ale – jak w przypadku
reumatyzmu jest to brak kilku cegiełek z których nasz ustrój buduje zdrowe i
mocne wiązania pomiędzy kośćmi, jak i pomiędzy kośćmi i mięśniami (ścięgna). Nie
wdając się w szersze rozważania – substancje te to glukozamina (budowa
chrząstki) i chondroityna (smarowidło pomiędzy stawami) czyli tzw. kolagen
ludzki. – Kolagen jest rodzajem „kleju” w naszym organizmie który łączy całe
nasze ciało i nie można go wytwarzać gdy… Ale ale, co to ma wspólnego z
witaminami? Ano tyle, iż syntezą kolagenu ludzkiego z innych produktów
dostarczanych z zewnątrz zawiaduje nasz dobry znajomy – kwas askorbinowy czyli
znana wszystkim witamina C. Jako że kolagen jest potrzebny do leczenia (naprawy)
uszkodzeń ciała, oczywistym jest że wit. C także pomaga leczyć podobne
uszkodzenia.. I tak jest faktycznie – złamane kości, skręcenia stawów, zranienia
i inne urazy – szybciej i lepiej się goją, jeśli organizm otrzymuje dużo
witaminy C.
Ale o tym szerzej przy monografii dotyczącej samej witaminy C.
Witaminy są chemicznie bardzo zróżnicowaną grupą, stąd ich chemiczna
klasyfikacja (czyli inaczej podział) jest praktycznie niemożliwy. Jednak ze
względów praktycznych i porządkowych stosujemy prosty i praktyczny podział
witamin na dwie grupy, różniące się rozpuszczalnością. Pierwsza grupa to
witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, zaś druga to rozpuszczalne w wodzie. Do
pierwszej grupy (rozpuszczalnik -tłuszcze) należą witaminy: A, D, E, K, F –
natomiast do drugiej (rozpuszczalnik – woda) witaminy: C, cała grupa wit. B
(B1,B2,B5,B6, B12, PP [B3]) oraz wit. H (biotyna) i kwas foliowy zwany też
witaminą B9.
Dla ułatwienia.
Witaminy rozpuszczalne w tłuszczach wchłaniają się z przewodu pokarmowego tylko
w obecności kwasów żółciowych i tłuszczów i mogą być magazynowane w wątrobie.
W przypadku witamin rozpuszczalnych w wodzie, ich nadmiar jest szybko z
organizmu wydalany i wymagają one stałego uzupełniania z zewnątrz. Źródłem
witamin dla człowieka jest najczęściej żywność (niskoprzetworzona – więc nie
hamburger z frytkami!), leki pochodzenia naturalnego, ale i także sztucznie
syntezowane witaminy. Teoretycznie uważa się iż zdrowy, dobrze odżywiający się
człowiek nie potrzebuje podawania preparatów witaminowych.- starcza odpowiednia
dieta…. Tylko zadam Państwu pytanie: Ile procent ludności w dniu dzisiejszym na
planecie zwanej Ziemią tak naprawdę się dobrze odżywia?
A może to pytanie jest taż źle zadane? Może winno być sformułowane w sposób
następujący:
Ile promili osób na Ziemi się dziś dobrze odżywia?
Zważywszy na to iż niedobór witamin spowodowany być może nieodpowiednio
zestawioną dietą, nadmierną obróbką termiczną żywności, stosowaniem leków z
grupy sulfonamidów i antybiotyków, przyjmowaniem doustnych środków
antykoncepcyjnych, paleniem papierosów czy nadużywaniem alkoholu, czy też
wreszcie spożywaniem żywności wysoko przetworzonej (fast–foody) odpowiedź na to
które z pytań jest pytaniem właściwie postawionym, pozostawiam Państwu.
Zatem – jeśli mamy nieprawidłowo zbilansowaną dietę lub w grę wchodzi
którykolwiek z czynników opisanych powyżej, powinniśmy skorzystać z
suplementacji, przyjmując dodatkowo zarówno witaminy jak i minerały.
Mimo iż półki sklepowe są wypełnione obfitością produktów spożywczych różnego
rodzaju, w telewizji i mediach aż kipi od reklam, większość z nas nie je
pełnowartościowych produktów każdego dnia, albo mówiąc inaczej jemy codzień– ale
całą masę niepełnowartościowego pożywienia. Niekiedy także pewne stany chorobowe
powodują iż potrzebujemy dodatkowej porcji witamin i minerałów by zwalczyć
chorobę.
W tymże zakresie pomocne się może okazać skorzystanie z porad i informacji
zawartych poniżej.
Zawarte tu informacje odnoszące się do funkcji i podstawowych
właściwości, przyczyn i skutków niedoborów witamin i minerałów, zalecanych
dziennie dawek oraz zasad suplementacji mogą się okazać przydatne dla wszystkich
osób którym zależy na zdrowym trybie życia i prawidłowym funkcjonowaniu własnego
organizmu.
Oczywiście – nie muszę tu dodawać że… „informacje zawarte w niniejszej
publikacji nie mogą zastąpić wizyty u lekarza itp.”(odnośny teks z ulotek
reklamowych)
Można jednak postawić następne pytanie
Dlaczego musimy odwiedzać zarówno
sklepy z żywnością jak i apteki ?
odpowiedź na pytanie Jasia ze znanego dowcipu; Tato, a co to jest słoń? – Słoń?
A słoń Jasiu to takie wielkie bydlę które ma ogon z przodu i z tyłu…
Pierwszym winowajcą odpowiedzialnym za taki stan rzeczy na terenach
Eurazji jest zawodnik znany sprzed ok. 40.000 lat i mowa tu o lodowcu. Tenże, w
okresie glacjalnym wypłukiwał z gleby wartościowe minerały (np. jod).
Drugim winowajcą jesteśmy my. – czyli gatunek homo (nie zawsze
sapiens).
Wtórne wyjałowienie ziemi – jej swoista erozja – spowodowana przez czas trwania
naszej cywilizacji, sprawione zostało przez coraz bardziej postępujące uprawy
monokulturowe – stąd też rośliny i zwierzęta nie mają zaplanowanej przez natur
ę
odpowiedniej ilości minerałów i pierwiastków śladowych, produkują zatem mniej
witamin.
Trzecim winowajcą jesteśmy też my, ale już my żyjący współcześnie.
Kwaśne deszcze, sprawione rewolucją techniczną, zanieczyszczenia środowiska
narastającą ilością toksyn ( i to niekiedy przerażających), katastrofy
ekologiczne na skale światową (Czarnobyl i Fukushima), narastająca degradacja
wód słodkich i oceanów, zmiany klimatyczne, wycinanie lasów, rabunkowa
gospodarka surowcami naturalnymi, wszechobecna chemizacja każdej (łącznie z
produkcją żywności) dziedziny życia, – to wszystko jest naszą „zasługą”.
karmione sztucznymi ekstraktami mającymi przyspieszyć i zintensyfikować ich
wzrost – jaskrawym przykładem tego jest afera która objęła ostatnio cały świat,
znana szerzej pod kryptonimem BSE, w wyniku której wybito w samej Wielkiej
Brytanii ok. 10 mln sztuk bydła, zaś na całym świecie liczba ta poszła chyba w
setki milionów. Do już powszechnych lecz nie tak spektakularnych jak BSE
przedsięwzięć (chciałoby się napisać afer) hodowlanych należy też karmienie
zwierząt rzeźnych mączką rybną (bo jest tania!), a że stąd kotlet schabowy
pachnie niekiedy …. sardynką, to już, inna sprawa.
Dodatkowo, zwierzętom hodowlanym podaje się sztuczne pasze w których znajdują
się sterydy, anaboliki, hormony (zwiększanie masy mięśni), antybiotyki….
To wszystko zaś my- jako końcowy odbiorca spożywamy wraz z mięsem tych zwierząt,
bowiem wraz z przysłowiowym kotletem czy golonką przechodzi to poprzez talerz do
naszego organizmu.
Efektem tego jest fakt iż mężczyznom rosną piersi i brzuchy, kobiety mają
coraz bardziej zaburzaną gospodarkę hormonalną, zaś wśród dzieci notuje coraz
bardziej zawyżony odsetek dzieci chorobliwie otyłych.
Jeśli Czytelnik sądzi że owe informacje to przesada, to proszę by spojrzał na
społeczeństwo jednego z państw wysoko uprzemysłowionych gdzie najwcześniej chyba
rozpoczęto tzw. przemysłową produkcję żywności. Mam tu na myśli Stany
Zjednoczone – których obywatele wychowani są od kilkudziesięciu lat w kulcie Mc
Donalds, hamburgerów z frytkami, fast-Chicken i innego „śmieciowego” jedzenia w
fast-foodach.
Sytuację w USA doskonale obrazuje anegdota którą mi opowiadał jeden ze znajomych
wracający niedawno z USA. Widząc mianowicie szczupłą osobę na ulicy gdzieś np. w
małym miasteczku, można założyć – z prawie stuprocentową pewnością – iż jest to…
cudzoziemiec.
Powyższe zostało kilkukrotnie przez wyżej wspomnianego znajomego zweryfikowane
doświadczalnie i pozytywnie. Nic dodać nic ująć….
Jak stwierdził jeden z ojców medycyny : Jesteśmy tym – co jemy.
bardziej podatni na infekcje, ponieważ w naszym organizmie – bez naszej wiedzy i
woli – znajduje się coraz więcej antybiotyków dostarczanych wraz z żywnością, a
konkretnie z mięsem.
W dawniejszych – jeszcze nie tak dawnych czasach – gdy chłop miał „na stanie”
dwie trzy krówki i jednego byczka, nie karmił ich antybiotkami, bo ich nie było
i nie było takiej potrzeby.
Dziś , gdy stada hodowlane liczą po kilkaset sztuk (albo kilka tysięcy, czy
nawet więcej) ryzyko zakażenie całego stada przez jedno chore zwierze wzrasta i
wielokrotnieje – w zależności od pogłowia stada. Zatem – profilaktycznie –
antybiotyki dodaje się standardowo do paszy by uniknąć epidemii. To wszystko zaś
poprzez talerz trafia następnie do naszych organizmów. Bakterie, których w
naszym otoczeniu są miliardy rozmnażają się błyskawicznie i błyskawicznie też
mutują w antybiotykoodporne nowe szczepy. Stąd przemysł farmaceutyczny wypuszcza
coraz to nowe generacje antybiotyków które następnie trafiają na rynek, a więc i
do pasz przeznaczonych dla zwierząt, i znów trafiają wraz mięsem do naszych
organizmów. I tak w koło Macieju – spirala się rozkręca coraz bardziej.
Podobnie też rzecz się ma z produkcją roślinną – rolę antybiotyków odgrywają tu
nawozy sztuczne i środki ochrony roślin. W przypadku świata roślinnego nawozy
sztuczne intensyfikują proces ich wzrostu ale też to nie wpływa pozytywnie na
ich właściwości odżywcze (stąd coraz liczniejsze certyfikacje EKO), zaś
monokulturowe i wielosethektarowe uprawy wymagają także regularnych oprysków
zabezpieczających rośliny przed szkodnikami czy chorobami, nierzadko wiec
rośliny trafiają do przetwórstwa przed upływem okresu karencji(czyli okresu w
którym dany środek ochronny ulega rozłożeniu na substancje neutralne – czyli –
nietrujące), i taki produkt ….znów trafia na nasz talerz.
Wymóg mycia owoców i warzyw w naszych czasach wcale nie jest wymogiem
związanym z obecnością na skórce owocu bakterii. To także ma znaczenie, jednakże
większym zagrożeniem dla zdrowia jest obecność na tychże skórkach owoców czy
warzyw właśnie środków ochrony roślin, a więc pestycydów: fungicydów,
bakteriocydów, zoocydów i herbicydów. Wyjaśnienie szczegółowe co to są za
substancje przekracza ramy niniejszego opracowania, zaś zainteresowanych odsyłam
do literatury fachowej. Wnikliwi Czytelnicy mogą się z niniejszą problematyką
zapoznać także w podręcznikach toksykologii klinicznej.
Toteż, konkludując – można stwierdzić iż rzecz z produkcją żywności roślinnej ma
się tak samo jak z przemysłową produkcją mięsa – nic dodać nic ująć….
Wnioski pozostawiam do wyciągnięcia samemu Czytelnikowi.
Na koniec zaś – aby nie być gołosłownym, przytoczę tylko wyniki
jednego eksperymentu dokonanego w latach 1985 i 1996 przez dietetyków z
sanatorium w Schwarzwaldzie w Niemczech.
Otóż naukowcy ci zakupili w roku 1985 na targu i w supermarkecie 2 identyczne
kosze z identycznymi warzywami i owocami. (Dla Czytelników wnikliwych podaję
listę zakupów: brokuły, fasola, marchew, koper, ziemniaki, szpinak, jabłka,
banany i truskawki.)
Następnie, niezależne laboratorium w Karlsruhe przebadało powyższe produkty na
obecność witamin minerałów i pierwiastków śladowych.
Identyczne zakupy i badania przeprowadzono w roku 1996 i porównano wyniki.
Okazało się iż wszystkie warzywa i owoce kupione w roku 1996 zawierały mniejsze
ilości witamin, minerałów i pierwiastków śladowych.
Przykładowo
- brokuły z 1996 miały w stosunku do tych „starszych” z 1985 o
68% mniej wapnia, 52% mniej kwasu foliowego, (wit. B9),
magnezu zaś było w nich mniej o 30 % - szpinak w stosunku do roku 1985 wykazał o 66% mniej wit. B6.
58% mniej witaminy.C. - Rekordowe okazały się banany – zawartość kwasu foliowego (witaminy
B9) spadła w nich o 84 %, magnezu o 13%, zaś wit. B6 aż o 92%
(!).
To nam oferuje „przemysł” spożywczy, zaś – tak już by sprawę spotęgować
dochodzi do tego „radosna” twórczość koncernów farmaceutycznych i ich lobby. O
co tu chodzi? Między innymi o brak właściwego nadzoru nad produkcją leków w
której przestaje się liczyć zdrowie pacjenta, a zaczynają się liczyć zyski.
Aby nie być gołosłownym podaję przykłady – afera z lat 60-tych z lekiem o nazwie
„Talidomid” który miał by7ć doskonałym lekiem uspakajającym dla kobiet w ciąży.
Efekt? Po kilku miesiącach zaczęły się rodzić ofiary Talidomidu –
teratogenne płody pozbawione nóg, oczu, dotknięte bezmózgowiem itp.
Kolejna aferą był skandal z lekiem o nazwie Lipobay – lekiem mającym obniżać
poziom cholesterolu – liczna rzesza pacjentów którym podawano ten „lek” stała
się ofiarami jego śmiertelnych skutków ubocznych. Dla pozostałych przy życiu
ponad 6 milionów ofiar – tyka bomba zegarowa…
Ostatnim wreszcie – na tej tylko przykładowej liście – jest lek o nazwie
Vioxx – mający mieć działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne. Oficjalne dane
amerykańskiego urzędu zdrowia potwierdzają śmierć prawie 30.000 pacjentów na
skutek powikłań (głównie zawałów serca) po zastosowaniu tego produktu
amerykańskiej firmy Merck.
To tylko przykłady. Natomiast lobbing koncernów farmaceutycznych sprowadza
sprawy do rozwiązania znanego już coraz powszechniej pod mianem Codex
Alimentarius.
O co tak naprawdę chodzi z Codex Alimentarius?
zakres tego terminu jest znacznie szerszy. Krótko mówiąc – chodzi o przyjęcie
przez rządy wszystkich państw świata rozwiązań ograniczających normy
referencyjne witamin i minerałów, stopniowe zakazywanie i ograniczanie
nieszkodliwych terapii alternatywnych ( w tym ziołolecznictwa), promowanie
żywności szkodliwej, wysokoprzetworzonej, utajnianie informacji o skutkach
ubocznych wielu preparatów farmaceutycznych, promowanie w mediach i poprzez
oszukańcze reklamy środków których skuteczność jest niejednoznaczna, a
szkodliwość wysoka….(np. margaryny antycholesterolowe – czyli w istocie bardzo
szkodliwe transtłuszcze – tłuszcze roślinne – utwardzane wodorem)…
Ku czemu to zmierza?
Cel jest z punktu widzenia gigantów przemysłu farmaceutycznego bardzo
istotny: chodzi o wyprodukowanie nowej liczby chorób i chorych po to …by
zwielokrotnić zyski tychże koncernów farmaceutycznych.
To samo w tej samej mierze dotyczy także reguł które odnosić się mają do
pożywienia jako takiego – rozumianego w sensie szerokim.
Dlatego promuje się chemiczne środki ochrony roślin przed szkodnikami i wdraża
się te substancje (bardzo często są to środki niezwykle toksyczne), zaś dowcipne
i nowatorskie środki takiej to ochrony traktowane są marginalnie i są
przemilczane. (powyższe dotyczy tzw. EM-ów czyli Efektywnych Mikroorganizmów
oraz np. dowcipnego wynalazku francuskich farmerów którzy aby zabezpieczyć
sałatę przed gryzoniami (króliki) wymyślili by tą sałatę spryskiwać intensywnym
roztworem … ostrej przyprawy chili. Biedne króliki. Ale w istocie i generalnym
rozrachunku to nikomu nie szkodzi.
Zaś herbicydy, pestycydy i inne środki…. Wystarczy zajrzeć do podręczników
toksykologii.
Chętnych do zgłębienia tego tematu zachęcam do skorzystania z obfitych
materiałów znajdujących się w zasobach Internetu. Wystarczy wpisać w
wyszukiwarkę hasło „Codex Alimentarius” Nie życzę miłej lektury bo miłą ona nie
będzie. Ale na pewno będzie bardzo pouczająca.
Tyle zatem o badaniach – nadmienić jednak należy iż w toku przetwórstwa , jak i
później – w kuchni – dzieło zniszczenia kroczy jeszcze dalej…
Przykładowo – swojski surowy kalafior jest pełen wit.C, cynku (prawidłowe
funkcjonowanie układu odpornościowego) i wit. E, ale długie gotowanie kalafiora
powoduje zniknięcie większości witamin. Ponad połowa zawartego w nim cynku i
selenu przedostaje się do wody która… zostaje wylana do zlewu. Oczywiście nie
namawiam nikogo do jedzenia kalafiora na surowo – to absurd – ale może by tej
wody wcale nie wylewać – a zrobić z niej smaczną zupę?
I już ostatni akapit poświęcony zjawisku bardzo istotnemu w kuchni i w życiu.
Problem ma na imię denaturacja. Kojarzy się toto z denaturatem, i z
czynnościami niezbyt zdrowymi dla natury.
I słusznie się kojarzy.
Denaturacja w węższym znaczeniu oznacza nieodwracalne zniszczenie cząstki
o rozmiarach koloidalnych (najczęściej białka, zaś białka to także i enzymy).
Zniszczenie tych cząstek wiąże się np. z zerwaniem wiązań w cząsteczce.
Czynnikami wywołującymi denaturację są: mocne kwasy i zasady, metale ciężkie,
rozpuszczalniki organiczne (np. alkohol) wysoka temperatura, i promieniowanie.
Wspomniałem wyżej o enzymach.
Cóż to są enzymy ?
Enzymy – to takie nasze duszki opiekuńcze. Pomagają nam trawić pokarm,
regulują przemianę materii, reperują komórki, wzmacniają nerwy, spalają tłuszcz,
budują tkankę mięśniową…
Około 10.000 enzymów pracuje ciężko w naszym organizmie, pracują… ale nie lubią
wysokiej temperatury – w niej ulegają wyżej opisanemu rozpadowi czyli
denaturacji.
Poddawanie roślin pasteryzacji, czy innym procesom „utrwalania” (jak np.
radiacja) niszczy enzymy bezpowrotnie.
Niekiedy nie da się tego uniknąć, ale gdy to można zrobić należy tego unikać.
Stąd apel – kiedy można należy jeść jak najwięcej produktów roślinnych surowych
i nieprzetworzonych.
Konkludując – lepiej zapobiegać chorobom niż je leczyć. A już starożytni
powiadali że gdy nie wiadomo kto jest ojcem choroby, to jej matką jest na pewno
zła dieta.